"Gdy pora była już późna, przystąpili do Niego uczniowie i rzekli:
"Miejsce jest puste, a pora już późna. Odpraw tłumy! Niech idą do
okolicznych osiedli i wsi, a kupią sobie coś do jedzenia': Lecz On im
odpowiedział: "Wy dajcie im jeść! Rzekli Mu: "Mamy pójść i za
dwieście denarów kupić chleba, żeby im dać jeść? On ich spytał:
"Ile macie chlebów? Idźcie, zobaczcie! Gdy się upewnili, rzekli:
"Pięć i dwie ryby: Wtedy polecił im wszystkim usiąść gromadami na
zielonej trawie. I rozłożyli się gromada przy gromadzie, po stu i po pięćdziesięciu.
A wziąwszy pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo,
połamał chleby i dawał uczniom, by kładli przed nimi; także dwie ryby
rozdzielił między wszystkich. Jedli wszyscy do sytości i zebrali jeszcze
dwanaście pełnych koszów ułomków." (Mk 6, 35-43)
"Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło." (J 6,12)
Chcę podzielić się wspomnieniami, które na zawsze zapisały się w moją
pamięć. Tak często w ciągu dnia sięgamy po kromkę chleba, by zaspokoić głód.
Nic w tym nadzwyczajnego. Czas dorocznych żniw już poza nami. Zaczynamy rozważać
poważnie o pracy rolnika, o opłacalności indywidualnych, małych gospodarstw
rolnych, o ilościach elewatorów zbożowych, o wykupywaniu tysięcy hektarów
ziemi przez cudzoziemców, o tym, jak sprzedać tegoroczne zbiory. Wprawdzie są
to tematy do rozważań dla ekonomistów, ale w dzisiejszych czasach staliśmy
się już prawie wszyscy nieprofesjonalnymi ekonomistami.
W każdym budżecie rodzinnym na pierwszym miejscu znajduje się niezmiennie
odpowiednia suma na zakup codziennego chleba.
Biorę więc do ręki chleb, świeży, pachnący, pobłogosławiony przez matkę
przed rozkrojeniem, lub przez przełożonego w refektarzu zakonnym i snuję
swoje wspomnienia.
Pamiętam styczeń 1945 roku, czas kończącej się II wojny światowej. W domu
rodzinnym zabrakło chleba. Matka pewnego dnia stanęła w kolejce. Był
trzaskający mróz, ludzie stali całą noc, a kiedy o godz. 6.00 rano przywieźli
chleb zrobiła się taka ciżba, że matka wróciła z pustymi rękami i śladami
odciśniętej kratki witryny sklepowej na całym ciele. Odtąd byliśmy 6
tygodni bez chleba. Byłem wtedy chłopcem liczącym niepełną dziesiątkę
lat. Kiedy rodzice zdobyli trochę ziarna żyta, matka ze zmielonych ziaren zboża
przygotowała trzy chleby. Z siostrą zanieśliśmy te chleby do piekarni i
pilnowaliśmy, by nam ktoś naszego największego skarbu nie ukradł. Wracając
zauważyliśmy grupę żołnierzy radzieckich, też głodnych. Baliśmy się, że
nam zabiorą chleb, a jeśli będziemy uciekać zaczną za nami strzelać.
Dzisiaj z ulgą piszę te słowa wiedząc, że nic nam się nie stało, a chleb
przynieśliśmy z wielką radością do domu, nieomal jak bohaterowie.
Wracając myślą do lat moich przygotowań do kapłaństwa w Wyższym
Seminarium Duchownym Salwatorianów w Bagnie wspominam czasy wielkich żniw. Nie
nawykły do tej pracy niejednokrotnie uginałem się pod ciężarem chleba w pełnych
kłosach. To, co wiedziałem o chlebie stało się wtedy moją rzeczywistością.
Zanim ten chleb zjawił się na stole seminaryjnym wycisnął znamię na naszych
kleryckich i brackich obolałych rękach i spoconych czołach. I zrozumiałem
jeszcze coś bardziej sięgającego w nasze życie z Chrystusem: dlaczego Jezus
wybrał te dwie postaci - chleb i wino - do ustanowienia Najświętszego
Sakramentu. Wiedział On, że chleb i wino zawierają w sobie trud ciężkiej
pracy, ból i cierpienie a zarazem radość z podtrzymywania życia. Zanim je
przemieni w Swoje Ciało i w Swoją Krew, każe człowiekowi ofiarować Bogu
swoje siły i talenty włożone w ich wytworzenie. Ofiara taka wtedy ma sens, jeśli
człowiek uczyni to ochoczym i czystym sercem, niezakłamanym sumieniem. Wtedy Bóg
może taką ofiarę przyjąć, jak ofiarę prawego Abla.
Najbardziej dojrzewał chleb w mojej świadomości w czasie pracy
duszpasterskiej w małej malowniczej miejscowości górskiej w Beskidzie
Wyspowym koło Myślenic. Tam autentycznie Bogu Stwórcy dziękuje się
corocznie za zbiory. Na małe poletka nie można wprowadzić ciężkiego sprzętu,
a próby wprowadzenia traktora na niektóre pola dały wręcz katastrofalny
skutek. Tak więc cała rodzina jest zaangażowana. Kilka razy w roku trzeba
zebrać kamienie, bo ta ziemia rodzi kamienie! A jednak właśnie tam jadłem
najsmaczniejszy chleb, chleb pieczony we własnych piecach chlebowych. Ludzie o
wielkiej cierpliwości, o gołębim sercu, ogromnej życzliwości i wielkiej
dobroci. Tam też właśnie najlepiej smakuje chleb, nasycony pracą ale i głęboką
wiarą i miłością Boga. Tam szanuje się chleb i każdą kromkę, a upadłą
przez nieuwagę na ziemię, nawet upuszczoną przez dziecko, całuje się! Tym
mieszkańcom górzystej wioski, ludziom o spracowanych dłoniach i
przygarbionych plecach, ale zawsze o uśmiechniętych twarzach, tym dzieciom
zdobywającym twardą szkołę życia w swoich rodzinach i szkole, tym wszystkim
pracującym tak ciężko na kawałek chleba, wyrażam hołd i wdzięczność za
każdą z uśmiechem i życzliwością podaną kromkę chleba.
Takich miejsc w naszej Ojczyźnie jest bardzo wiele i tym wszystkim wyrażam
wielką wdzięczność, że nie tracą nigdy nadziei, że po nieurodzajnym roku
znów sieją ziarno zboża w oczekiwaniu na chleb. Przed tymi bohaterami chleba
pochylam czoło z ogromnym poszanowaniem dla ciężkiej pracy ich rąk i dla ich
pomysłowości. Pochylam się także z wielkim szacunkiem nad każdym ziarnem
zboża.
Niech Szanowni Czytelnicy inaczej myślący niż ja, a zwłaszcza Rolnicy,
wybaczą mi, że ośmielam się tak publicznie wypowiadać swój szacunek dla każdej
kropli potu trudu rolniczego, do każdej kromki chleba, , do każdego ziarna zboża,
nawet tego "z nadprodukcji", ba, nawet tego ziarna z zagranicy
sprowadzonego. Tyle niepokoju, protestów, negocjacji wokół tego ziarna! Cieszę
się, że dzisiaj jest tego ziarna "z naddatkiem", z lat "tłustych
krów", ale przecież mogą przyjść znów lata "chudych krów"
ze snu faraona. Było mi bardzo przykro gdy oglądałem w TV setki ton ziarna wyśmiewanego,
że gatunkowo słabe, wysypanego na tory kolejowe, a które przecież też było
zbierane w pocie czoła. Uważam, że rolnik, prawdziwy rolnik, ma wielki
szacunek do zboża i do ciężkiej pracy każdego rolnika, nawet mówiącego
innym językiem. Pomyślałem sobie, że to musiał być już autentyczny gest
rozpaczy, albo prowokacja. Po kilku dniach ścisnęło mi się jeszcze bardziej
z bólu serce, gdy w wiadomościach TV pokazywano, jak na niektórych naszych
rodzimych polach dotkniętych ubiegłoroczną powodzią obrodziło zboże, ale
skażone. Żal zrobiło mi się tych, którzy nie umieją uszanować ziarna, a
tym samym chleba. Obyśmy nie musieli wołać za psalmistą: "Popiół jem
zamiast chleba, a napój mieszam ze łzami" (Ps 102).
Pisząc te słowa myślę, że każde ziarno powinno być uszanowane, a więc
wykupione, by uszanować ciężką pracę rolnika, który żywi cały naród i
który powinien otrzymać godziwą zapłatę za swoje płody rolne, by mógł
utrzymać rodzinę. Z szacunku do ziarna, do chleba, do rolnika rodzi się także
szacunek i miłość do Boga, który jest Stwórcą wszystkiego, i który z
hojności swoich rąk wszystkich nas żywi. Jezus zaś w swojej modlitwie, której
nas nauczył, każe nam prosić Ojca o chleb powszedni.
Ks. Augustyn Kuczok SDS